Zespołu Szkół Technicznych im. Wincentego Pola w Gorlicach
To wyjątkowy zaszczyt, ale i ogromna radość móc poinformować wszystkich
Państwa, że 2 czerwca 2021r. uroczyście obchodziliśmy Jubileusz 60-lecia istnienia
Zespołu Szkół Technicznych im. Wincentego Pola w Gorlicach i dzisiaj serdecznie dziękujemy Państwu za udział w tej wyjątkowej uroczystości.
Pełny tekst podziękowania Dyrektor Renaty Stępień
Przedstawienie historii szkoły, która funkcjonuje 60 lat nie jest proste. Nie wystarczą tu kroniki, zestawienia, daty i liczby. Najważniejsi są bowiem ludzie, którzy tworzyli i tworzą jej wizerunek oraz tradycje. Wybór najważniejszych wydarzeń nie jest wcale łatwy i z konieczności musieliśmy pomijać wiele codziennych zwyczajnych szkolnych zdarzeń, które być może dla uczniów i nauczycieli są bardziej istotne niż te daty, które wybrane zostały do niniejszego kalendarium. Zatem historia szkoły tu przedstawiona dotyka więc wydarzeń kluczowych, najistotniejszych dla jej rozwoju.
Rys historyczny (pdf 638KB)Zapraszamy na wspólną podróż w czasie, a to dzięki wspomnieniom naszych byłych nauczycieli. Wniknijmy w historię naszej szkoły, odkryjmy czas miniony, poczujmy atmosferę nauki, pracy…
A może uda się komuś przypomnieć przez krótką chwilę swoje lata szkolne.
Pracę w Zasadniczej Szkole Zawodowej dla Pracujących FMWiG „Glinik” w Gorlicach (późniejszej ZST) rozpoczęłam 3 marca 1978 roku na stanowisku kierownika świetlicy szkolnej. Wcześniej uczyłam młodsze dzieci nauczania początkowego w klasach 1-3 i starsze muzyki oraz prowadziłam chór szkolny w Szkole Podstawowej w Ropicy Polskiej. Ze względu na chorobę krtani dostałam przeniesienie do ZSZ FMWiG „Glinik”.
W nowej szkole zajęłam się inną pracą, bo w świetlicy i ze starszą młodzieżą. Moim obowiązkiem było nadzorowanie przebiegu zajęć pozalekcyjnych, organizowanie uroczystości szkolnych oraz przygotowywanie młodzieży do udziału w imprezach masowych na terenie miasta, udziału w olimpiadach i konkursach. Uroczystości szkolne przygotowywaliśmy wspólnie z instruktorami kół zainteresowań działających na świetlicy. Młodzież z zespołu dekoratorskiego i plastycznego, którymi opiekowała się Pani Romualda Wal dbała o estetyczny wystrój szkoły, przygotowując hasła i dekoracje na imprezy szkolne. Przygotowywanie uroczystości od strony muzycznej dbał Pan Józef Wlazełko. Zdjęcia z wszystkich imprez robili uczniowie z kółka fotograficznego pod opieką Pana Władysława Szyndlara.
Ja prowadziłam kółko recytatorskie i teatr poezji, przygotowując scenariusze oraz ćwicząc recytację wybranych utworów. Pan M.Szymczyk prowadził klub komputerowy.
Pamiętam, że dużą pomoc przy organizacji ważniejszych uroczystości otrzymałam też od kolegów polonistów K. Boboli i Z. Przybyłowicza (już nie żyjących). Wspólnie przygotowaliśmy ważną dla szkoły uroczystość z okazji nadania szkole imienia Wincentego Pola i poświęcenia sztandaru szkoły (1984r.). Uroczystość tę uświetnił prawnuk patrona szkoły Pan Adam Pol. Zorganizowaliśmy również udział młodzieży w Przeglądzie Zespołów Artystycznych Szkół Zawodowych Ministerstwa Górnictwa i Energetyki w Piotrkowie Trybunalskim (1987). Wzięliśmy też udział w przeglądzie zespołów artystycznych w Krośnie i zakwalifikowaliśmy się do Centralnego Przeglądu Zespołów Artystycznych w Wodzisławiu Śląskim. Na Śląsku zaprezentowaliśmy program poświęcony Wincentemu Polowi – patronowi szkoły. Na nasz występ był zaproszony Pan Adam Pol – prawnuk patrona szkoły. Było to dla mnie bardzo miłe spotkanie, otrzymałam od pana podziękowanie wraz z bukietem pięknych kwiatów.
Moja współpraca z instruktorami kół zainteresowań układała się bardzo dobrze. Nasze wspólne przedsięwzięcia były okazją do spotykania się, wymieniania się doświadczeniami, pomagania sobie wzajemnie. (zdj.MM) Młodzież wtedy była bardzo chętna do śpiewania, grania i recytacji. Praca z taką młodzieżą dodawała sił i przynosiła wiele zadowolenia i radości.
Jako kierownik świetlicy organizowałam również czas młodzieży w wolne soboty. W tym czasie młodzi ludzie grali w gry towarzyskie, wykonywali prace społeczno-użyteczne, spotykali się z zaproszonymi, ciekawymi ludźmi, uczestniczyli w turniejach i wyjściach do Galerii Sztuki.
Na świetlicę przychodzili również uczniowie po lekcjach, którzy czekając na autobusy do domów, grali
w tenisa i inne gry planszowe, czytali czasopisma, odrabiali lekcje, rozmawiali.
Współpracowałam z samorządem szkolnym i Komitetem Rodzicielskim oraz wychowawcami w zakresie przydzielania nagród dla uczniów wyróżniających się w zajęciach pozalekcyjnych i konkursach.
Na emeryturę przeszłam 31 sierpnia 1995 roku po przepracowaniu 17 lat w tej szkole.
Bardzo mile wspominam moją pracę, choć upłynęło tyle lat. W szkole panowała przyjazna i serdeczna atmosfera wśród grona nauczycielskiego i dyrekcji szkoły, można powiedzieć, że było jak w rodzinie. Szczególnie ciepło wspominam dyrektora szkoły Kazimierza Złotka, który był zawsze wesoły, pogodny
i życzliwy dla każdego.
Całe swoje życie zawodowe przepracowałam w jednej szkole. Początkowo była to Szkoła Przyzakładowa FMWiG „Glinik”, a potem została przekwalifikowana na szkołę typowo oświatową o nazwie Zespół Szkół Technicznych. Wraz z moim przyjściem do szkoły został utworzony po raz pierwszy etat pedagoga szkolnego, który objąłem
Początki mojej pracy były dość trudne. Nie miałem gabinetu, żadnego przygotowanego warsztatu pracy, jak i doświadczenia zawodowego. Zarówno uczniowie, jak i nauczyciele też nie za bardzo wiedzieli w czym mogę im pomóc. Z czasem wszystko się unormowało. Powstał gabinet, zgromadziłam potrzebne pomoce, materiały. Uczniowie, nauczyciele, rodzice w coraz większym zakresie potrzebowali i korzystali z mojej pomocy. No i tak mi się pracowało przez 30 lat.
W ciągu tego okresu zmieniła się dyrekcja, odchodzili nauczyciele na emeryturę, przychodzili nowi, zawsze jednak w naszej pracy szczególną uwagę zwracaliśmy na serdeczne relacje z młodzieżą, miłą atmosferę i wzajemną współpracę. I tak u nas było i z tego co wiem, jest po dzień dzisiejszy.
Oczywiście, tak jak w każdym zespole ludzkim zdarzały się konflikty, nieporozumienia, ale szanowaliśmy się wzajemnie i pomagali sobie w razie potrzeby. Ja osobiście mogę pochwalić się tym, że przyjaźnie, które zawarłam w szkole przetrwały do dnia dzisiejszego.
My szkolni emeryci staramy się utrzymywać ze sobą kontakty. Mamy zaprzyjaźnioną grupę, z którą regularnie spotykamy się „na kawie”.
Nie sposób nie wspomnieć również o najważniejszych osobach w szkole – uczniach, obecnie już absolwentach. Sprawia mi wielką przyjemność każdy okazywane z ich strony gesty uprzejmości, z którymi się spotykam: rozpoznanie, uśmiech, ukłon, rozmowa, jak i uczestnictwo w spotkaniach klasowych po latach.
Kończąc moje wspomnienia, chcę zwrócić uwagę na wysoką pozycję, jaką obecnie zajmuje szkoła w środowisku. Jest to zasługa ciężkiej pracy dyrekcji, nauczycieli, uczniów i pracowników szkoły.
Jako jeden z przedstawicieli emerytów życzę Szkole, żeby dalej tak wspaniale się rozwijała.
Cieszę się, że będę mogła uczestniczyć w obchodach 60-lecia Zespołu Szkół Technicznych, a historię bliskiej memu sercu szkoły wzbogacić swoimi wspomnieniami.
Z Zespołem Szkół Technicznych, niezależnie od zmieniającej się nazwy szkoły, związałam prawie całe moje życie zawodowe. Z perspektywy czasu muszę powiedzieć, że przyszło mi pracować w okresie, kiedy szkolnictwo przechodziło wiele przemian i przekształceń. Dotyczyło to szczególnie szkolnictwa zawodowego. Obserwowałam jak zmieniała się nazwa szkoły, dyrektorzy, organy prowadzące szkołę, kierunki kształcenia oraz ministrowie, którzy „majstrowali przy oświacie”, a których wizja szkoły nie zawsze przystawała do rzeczywistości. Do każdej z tych zmian trzeba było się dostosować i przyjąć zarówno jej dobre jak i złe strony.
Pracę zawodową podjęłam w okresie, kiedy w szkole zaczęto tworzyć 4-letnie Licea Zawodowe i wówczas możliwe było zatrudnienie nauczyciela historii w pełnym wymiarze godzin. Przed rozpoczęciem pracy zasięgałam informacji o szkole. Większość osób, z którymi rozmawiałam, podkreślała wyjątkową atmosferę międzyludzką jaka w niej panuje. Jak każdy początkujący nauczyciel przychodziłam z głową pełną pomysłów, ale i pełna obaw jak zostanę przyjęta przez grono pedagogiczne, które z racji stażu posiadało duże doświadczenie. Często przypominam sobie słowa Pana Bolesława Białoboka, późniejszego Wicedyrektora szkoły, który przy pierwszym spotkaniu powiedział mi, że w tej szkole pracują ludzie posiadający tzw. austriackie wychowanie. Dla niewtajemniczonych powiem ,że było to bardzo pozytywne określenie. Nie zaskoczyła mnie więc życzliwość i zrozumienie Koleżanek i Kolegów. Przez długi okres czasu byłam najmłodszym nauczycielem tej szkoły, w związku z czym byłam też świadkiem przejścia na emeryturę wielu Koleżanek i Kolegów, z którymi pracowałam. Najsmutniejsze jednak było to, że niektórych z nich przyszło mi pożegnać na zawsze. Przyjaźnie z tego okresu są trwałe i aktualne do dnia dzisiejszego. Świadczą o tym częste kontakty i spotkania towarzyskie.
Z biegiem lat szkoła rozwijała się, a grono pedagogiczne powiększało. Przychodzili młodzi Nauczyciele, którzy wprowadzali do szkoły świeżość i inne spojrzenie na rzeczywistość. Ceniłam sobie współpracę z nimi i do dnia dzisiejszego lubię wspólne rozmowy i spotkania. W pokoju nauczycielskim zawsze miałam „swój kawałek podłogi”, z którego jak tylko przychodzę do szkoły chętnie korzystam. I tak jak „mój” jest ten kawałek podłogi, taką samą maleńką cząstkę siebie chciałabym pozostawić w historii szkoły, która przez długie lata była moim drugim domem. Swoje wspomnienia pozwolę sobie zakończyć refleksją, że bez względu na mijający czas najważniejsi w pracy zawodowej są ludzie, z którymi się pracuje, Relacje z nimi bowiem kształtują nas i na zawsze pozostają w pamięci.
Z okazji tak pięknego jubileuszu życzę Dyrekcji, Nauczycielom, wszystkim innym Pracownikom szkoły oraz Uczniom aby w dalszym ciągu rozwijali się, spełniali swoje marzenia i śmiało podążali za wyzwaniami, które niesie przyszłość, a sprostanie którym nie będzie łatwe.
Gorlice to moje miasto. Tu się urodziłam, tu stawiałam swoje pierwsze kroki, tu się uczyłam, pracowałam i wychowywałam dzieci – własne i te powierzone mojej pieczy.
Należę do pokolenia dzieci powojennych, które zaopatrzone w kromkę chleba (czasami moja babunia smarowała mi ją pysznym smalcem) mogły swobodnie biegać po polu, dopóki syrena fabryczna swoim gwizdaniem nie oznajmiała, że jest koniec pracy zmianowej w Fabryce Maszyn, ojcowie wracają do domu i nam też pora wracać na obiad.
Moje pierwsze dziecięce wspomnienia związane są z Glinikiem Mariampolskim, gdzie pod rozłożystymi dębami i w pobliżu wielkiego leja po bombie było nasze królestwo zabaw. Te właśnie piękne, ogromne "glinickie" dęby opisywał Wincenty Pol w wierszu "W Maryipolu"
„ Jak dawniej z dala wita dąb wyniosły,
I zapach znany z łąki pokoszonej,
I znane sercu te gorlickie dzwony,
I moje drzewa-ach, jakże porosły! ...”
Szukając przygód często usiłowaliśmy odnaleźć ślady dworku Wincentego Pola, w którym na pewno miało straszyć, bo był już bardzo stary. Tylko, że dorośli wskazywali nam rożne miejsca, gdzie miał się znajdować ów nawiedzony domek i nigdy nie udało się nam odkryć tajemnicy duchów.
Moja mama często opowiadała mi o życiu sławnych ludzi związanych z gorlicką ziemią. Wtedy nawet nie przypuszczałam, że z postaciami Wincentego Pola i Ignacego Łukasiewicza będzie związane moje życie zawodowe – pracowałam w obu szkołach, które otrzymały imię tych ważnych w historii Polaków.
Gdy miałam 5 lat rodzice przeprowadzili się na Górne Osiedle i tam przed naszymi oknami trwała rozbudowana szkoły, w której po wielu latach - po ukończeniu studiów na Politechnice Warszawskiej na wydziale Mechaniki Precyzyjnej i pracy inżynierskiej w Niewiadowie – otrzymałam wreszcie wymarzoną pracę nauczyciela przedmiotów zawodowych.
Nastał rok 1995, a wraz z nim po zmianach ustrojowych w kraju i zmianach w funkcjonowaniu szkół, również tych na ziemi gorlickiej, zmuszona byłam i ja do zmiany miejsca pracy - ubywało godzin przeznaczonych na przedmioty techniczne, a technikum i liceum zawodowe o kierunku mechanik automatyki przemysłowej i urządzeń precyzyjnych zniknęło z planów nauczania i zostało przeniesione do ZST. Czy było ciężko? Bardzo. Przecież w szkole „ na Górce” przepracowałam 15 lat! To szmat czasu. I choć nie zawsze było łatwo i przyjemnie, żal było odchodzić od miejsc i ludzi, z którymi zżyłam się przez tyle lat Tam zostawały wspomnienia pierwszych lekcji, wspólnych wycieczek, studniówek, codziennych spotkań z wychowankami. Tam zostawali życzliwi mi koleżanki, koledzy, uczniowie. A jak będzie w "Cambridge"? Wielu pukało się w głowę słysząc o mojej decyzji twierdząc, że będę miała do czynienia z trudną młodzieżą a nauczyciele z "Górki" są niemile widziani.
A jaka okazała się prawda? Przyjmujący mnie do pracy dyrektor Kazimierz Złotek powiedział, że już od dawna na mnie czekali. Dyrektor Anna Chruściel oprowadziła mnie po szkole, zapoznając z pracownikami i z rozkładem sal. Nauczycieli poznałam na pierwszej sierpniowej konferencji pedagogicznej, na której wraz z śliczną blondynką Joasią Cieślą byłyśmy nowe. Dostałam też swój pierwszy dodatkowy przydział pracy – prowadzenie kroniki szkoły. Trochę się obawiałam, czy podołam temu zadaniu, ale z czasem bardzo to polubiłam i do emerytury opisywałam na kartkach kolejnych kronik różne wydarzenia szkolne, których było coraz więcej, bo szkoła się rozwijała - zwiększała się ilość uczniów, a nauczyciele z wielkim zaangażowaniem prowadzili nowe, ciekawe zajęcia i imprezy, które nierzadko inspirowała dyrektor szkoły Renata Stępień.
Nowi koledzy okazywali mi wiele życzliwości i już niedługo czułam się wśród nich jak przysłowiowa ryba w wodzie. Zaadoptowanie się ułatwiło mi to, że byli już tutaj nauczyciele z mojej poprzedniej szkoły: Jurek Kuczek, Gabryś Wiatr, instruktorzy z warsztatów szkolnych, a przede wszystkim "glinicka dziewczyna" Ania Maniak. Obecnością Ani nie nacieszyłam się jednak długo – okrutna choroba zabrała ją spośród nas na zawsze. W kolejnych latach opuścili "Górkę" i dołączyli do nas moja serdeczna koleżanka Danusia Wincenciak oraz pogodny i zawsze życzliwy Boguś Kiełtyka. Wraz z pracującymi od wielu lat w ZST nauczycielami - inżynierami: Lidką Belniak, Halinką Karasińską, Grażynką Myśliwiec, Halinką Dubis pod wodzą dyrektora ds. technicznych Jerzego Bubaka tworzyliśmy zgrany zespół zawodowców (dla niewtajemniczonych: grupa nauczycieli przedmiotów technicznych), do którego po kilku latach dołączyła jeszcze koleżanka z "Górki" Małgosia Malinowska.
Z czasem "starsza" kadra pedagogiczna, wśród której zapisali się w moich serdecznych wspomnieniach : Helenka Tarko – drobna, wrażliwa, ucząca języka rosyjskiego, Zosia Dzieniowska - wspaniały pedagog szkolny, rozwiązująca wiele trudnych problemów i udzielająca nastolatkom mądrych, niezbędnych porad życiowych , Lucynka Duma – historyczka, doskonała organizatorka wycieczek nauczycielskich i akcji krwiodawstwa, Henryk Krzyszycha – matematyk, pogodny, taktowny, cierpliwy, Krzysiu Jędrzejczyk – historyk, którego wiedzę i interpretację faktów bardzo ceniłam, Jurek Sarnecki – wdrażający dryl wojskowy w ramach przedmiotu przysposobienia obronnego, Sylwek Kumorkiewicz – wuefista, pasjonat piłki nożnej, Jurek Rubicz – zapalony rajdowiec, dyscyplinujący młodzież nauczyciel wf (cudownie się uczyło w jego klasach), powiększała się o młodszych nauczycieli, że wspomnę tylko: matematyczki Beatkę Kosibę i Bożenkę Szpilę, germanistów Joasię Sochę i Krzysia Zawilińskiego, polonistki Renię Podobińską i Agnieszkę Bombę, geografkę Małgosię Kukułę, biologa Bogusia Matałę, anglistów Marka Potempę i Wiolettę Stabach, nauczyciela przedmiotów elektrycznych Klemensa Tajaka, informatyka Roberta Chrząszcza. Cieszyło mnie też ogromnie, gdy do grona pedagogicznego dołączali w kolejnych latach moi uczniowie: informatyk Radek Kozłowski, matematyczka Dorotka Walczyk, nauczyciel przedmiotów zawodowych Wiesiu Stec i wuefista Andrzej Kopcza.
A co z młodzieżą? W ogólnym przekroju mniej zdolna, lecz nie byłam tym zaskoczona, gdyż bardzo dużą grupę stanowili uczniowie szkoły zasadniczej, którym bardziej zależało na zdobyciu umiejętności zawodowych niż na poszerzaniu wiedzy ogólnej. I tu krótka dykteryjka. Kiedyś byłam świadkiem rozmowy w pokoju nauczycielskim pomiędzy świetną nauczycielką pracującą w szkole podstawowej, która zastępowała naszego chorego kolegę, a nauczycielem z bardzo już długim stażem pracy. Pani poprawiając prace uczniów wykrzyknęła z rozgoryczeniem: "Boże!, to jest orka na ugorze!" "Myli się pani koleżanko" - ze spokojem pocieszył ją starszy pan - "To jest orka na betonie".
Oj!, często to była orka, ale nie tylko z winy uczniów, ale z powodu nieustających zmian programowych i przydziałów przedmiotów nauczania. Już w pierwszym roku trafił mi się rarytas w postaci przedmiotu związanego z urządzeniami wiertniczymi, gdy tymczasem moją specjalizacją były urządzenia precyzyjne. Każda 45 minutowa lekcja wymagała ode mnie co najmniej 4-godzinnego przygotowania, gdyż nie było podręcznika z wymaganym zakresem materiału i wiedzę zmuszona byłam czerpać z różnych specjalistycznych książek (internet był wówczas dopiero w przysłowiowych powijakach). Mimo to bardzo lubiłam spotkania z czwartą klasą technikum budowa i naprawa urządzeń wiertniczych i górniczych, gdyż była ona grupą wspaniałych, poważnych, zgranych ze sobą chłopaków, którym w większości zależało na wiedzy. Gdy jeden z nich znalazł się na dłuższy czas w szpitalu, nagrywali mu przebieg lekcji na magnetofonie.
A co z zachowaniem młodzieży? Jak wszędzie – mam o niej dobre i mniej dobre wspomnienia. To, na co najbardziej zwróciłam uwagę po zmianie pracy, to to, że tutaj uczniowie mówili dzień dobry wszystkim nauczycielom i pracownikom szkoły, a nie tylko tym, którzy w danym roku mieli z nimi zajęcia. „Dzień dobry” mówili nawet wtedy, gdy przyłapani po szkołą na paleniu papierosów, usiłowali je szybko ukryć.
I nie dziwota - pamiętam, jak w czasie mojego pierwszego rozpoczęciu roku w tej szkole dyrektor Kazimierz Złotek zwrócił uwagę na "dzień dobry", mówiąc, że wszyscy stanowimy rodzinę szkolną i mamy okazywać sobie szacunek.
Z nimi mam też jedno z weselszych wspomnień. A miało być poważnie, bo temat lekcji wychowawczej to "Muzyka poważna", a w czasie jej trwaniaj fragmenty różnorodnych utworów, krótkie informacje i historyjki o ich twórcach. Były więc: „Błękitna rapsodia” Georgea Gershwina, „Nad pięknym modrym Dunajem” Johanna Straussa (syna), miniatura fortepianowa „Dla Elizy” Ludwiga van Beethovena, „Etiuda rewolucyjna” Fryderyka Chopina, „Marsz weselny” Felixa Mendelssohna i na zakończenie „Bolero” Ravela, którego powtarzający się jednostajny rytm, wzbogacany o kolejne instrumenty, miał mi dać czas na zapisanie tematu i wpisanie usprawiedliwień nieobecności uczniów do dziennika. Nie było mi to jednak dane, bo gdy tylko werbel zaczął wybijać rytm, zerwał się jeden z uczniów i zaprosił mnie do tańca. Nie pomogło tłumaczenie, że „Bolero” nie jest tańcem towarzyskim, lecz tańcem solo dla młodej Hiszpanki, które zostało rozsławione przez parę brytyjskich łyżwiarzy, stając się symbolem igrzysk zimowych w 1984 roku. „To my też zatańczymy” - stwierdził niezrażony uczeń. No i zatańczyliśmy, choć trudno to nazwać tańcem. Raczej kołysaniem przy wtórze skręcających się ze śmiechu uczniów i ocieraniem łez przez dyr. Renatę Stępień, która właśnie tę lekcję hospitowała! Po pewnym czasie uczeń zgodził się, że „tego tańczyć się nie da” i chciał czmychnąć na miejsce, ale pouczyłam go, że grzeczność wymaga odprowadzenia partnerki na miejsce, co posłusznie wykonał.
Przez wszystkie lata spędzone w ZST, gdzie nauczałam gównie rysunku technicznego, konstrukcji urządzeń precyzyjnych, mechaniki, automatyki i robotyki spotkałam wielu uczniów o ciekawych osobowościach, zdolnościach, różnym temperamencie oraz podejściu do wiedzy i życia. Cała kadra nauczycielska dbała o ich rozwój poprzez różnorakie zajęcia dodatkowe: zarówno sportowe, jak i zdrowotne, patriotyczne, artystyczne i zawodowe, w czasie których uczniowie mogli pochwalić się swoją wiedzą, umiejętnościami i talentami. Przy organizowaniu wszelkiego rodzaju imprez podziwiałam też moje koleżanki i kolegów, którzy z pasją i pomysłowością , nie szczędząc swojego czasu, realizowali je. Ileż czasu i cierpliwości wymagało m.in. przygotowanie wszelkich akademii - robiły to niezawodnie panie Jola Probulska, Renia Rybczyk, Ewa Przesławska, konkursów motoryzacyjnych, którym „szefował” Jurek Kuczek, imprez propagujących prozdrowotny styl życia, na których dzięki inwencji Dorotki Walczyk I Bogusia Matały, młodzież spotykała się z ciekawymi ludźmi. Oknem na świat były też lekcje religii, na które Zdzisław Szpakowski zapraszał misjonarzy z Afryki i Ameryki Południowej. Wielkim zaskoczeniem było dla mnie spotkanie z misjonarzem z Ekwadoru, którym okazał się mój uczeń z „Górki” ks. Krzysztof Kudławiec - notabene w tym roku obchodził 25-lecie swego kapłaństwa.
Praca każdego nauczyciela to nie tylko lekcje przedmiotowe, klasówki, godziny wychowawcze i ich przygotowywanie. To również cała gama rozmaitych zadań i zajęć, w czasie których można wychowywać, kształcić i przekazywać uczniom swoje pasje.
Ja także zostawiłam swój ślad w historii ZST chociażby w postaci projektu logo szkoły czy referatu pt. „Historia automatyki na przestrzeni wieków”, który został umieszczony w internecie przez jednego z uczniów (jeszcze dzisiaj można go tam odnaleźć). Brałam również udział w projektowaniu sztandaru szkoły.
Zawsze lubiłam pracę z młodzieżą i cieszyło mnie, gdy moi podopieczni wykonywali zgodnie z instruktażem różnorakie modele działające , wzbogacające tematykę lekcji, czy też, gdy ze zniszczonych stolików szkolnych zbudowali nowe w niebiesko – żółtych kolorach. Wielkim wyzwaniem była też budowa podestu scenicznego, który służył nam w czasie licznych uroczystości szkolnych.
Bardzo miło wspominam współpracę z Beatką Kosibą i Rafałem Warzechą w przygotowywaniu dużych imprez szkolnych, a szczególnie gali poświęcenia sztandaru szkoły w dniu 7 października 2006 roku przez ks.biskupa Kazimierza Górnego. Mocno zapadł mi również w pamięć wcześniej zorganizowany przez nas Dzień Otwarty Szkoły z 2004 roku, w czasie którego motywem przewodnim było wstąpienie Polski do Unii Europejskiej. Udało się wówczas zaangażować prawie wszystkich wychowawców wraz z ich wychowankami, którzy mieli za zadanie nie tylko udekorować sale i korytarze, wyeksponować pomoce szkolne, ale też przedstawić w krótkiej inscenizacji jeden z wylosowanych krajów należących do Unii. Nasze serca skradli wówczas uczniowie z klasy p.Jędrzejczyka we włoskich strojach piłkarskich i piosenka „Felicita”.
Moje wspomnienia byłyby niepełne, gdybym pominęła w nich osoby pracujące w administracji i obsłudze szkoły, zawsze życzliwe, pomocne, dbałe o powierzone im stanowiska pracy i rangę szkoły. Zepsuło się krzesło, czy żaluzje w oknach, to nie problem - pan Andrzej Janik naprawił. Trzeba było zbudować dekorację, już pan Jurek Pawłowski (to też mój uczeń) w swoich listewkach, gwoździkach, farbach znalazł potrzebne rzeczy i powstawała upragniona ozdoba wystroju. Panie z administracji Marysia, Ziutka, Jadzia zapracowane, „tonące” w papierach i różnego rodzaju sprawozdaniach, nigdy nie odmówiły mi potrzebnej pomocy i nie odsyłały na późniejszy termin. Szczególnie często „zawracałam głowę” pani Ziutce, która kserowała mi materiały potrzebne do lekcji i to dzięki niej dużo moich lekcji przebiegało sprawniej i ciekawie. Pierwsze ksero w szkole zostało umieszczone w pokoiku, w którym urzędowała pani księgowa Alicja Kumorkiwiecz. Ją również nawiedzałam chcąc skserować potrzebne mi do lekcji rysunki urządzeń (nie do wszystkich przedmiotów były podręczniki szkolne). To ona nauczyła mnie obsługi kserokopiarki. Dziś wspominam ją z szacunkiem i sympatią. I wreszcie dusza szkoły, nasza pani woźna Ela Kumorkiewicz. Takie jak ona rodzą się na przysłowiowym kamieniu. Żywiołowa, pracowita, utrzymująca dyscyplinę wśród młodzieży, dbająca o porządek i pomocna w każdej sprawie.
Dziś, gdy patrzę z mojego krakowskiego balkonu i przede mną rozciąga się widok na wieże Kościoła Mariackiego I Wawelu, oczami wyobraźni widzę wieże gorlickiego kościoła i ratusza, które zapamiętałam w młodości, i dopatrując się podobieństwa, tęsknię za tymi, z którymi przyszło mi kiedyś pracować, których uczyłam i od których doświadczałam życzliwości. To wy skradliście mi moje serce.
Wszystkich wspominam z sympatią i wiem, że dzięki wam zadowolona jestem z mojego życia zawodowego.
10 lat temu świętowaliśmy w zacnym i jakże licznym gronie jubileusz 50-lecie Szkoły. Cóż, wydaje się, że dopiero przed momentem przygotowywaliśmy się do tak ważnego wydarzenia, a okazuje się, że już minęło 10 lat i teraz możemy go już tylko wspominać. Bo jak głosił cytat przewodni naszego jubileuszu: Przeszłość zachowana w pamięci staje się częścią teraźniejszości. Nie da się z tym faktem polemizować, zatem powspominajmy. Zapraszamy Państwa do cofnięcia się z nami w przeszłość do dnia 1 października 2011r. i przeżycia jubileuszu 50-lecia szkoły.
50-lecie w fotografiiPopatrzmy na najważniejsze wydarzenia jakie miały miejsce od naszego swiętowania 50-lecia. Rok szkolny za rokiem. To tylko maleńki obraz tego co się wtedy działo, po więcej informacji zapraszamy do lektury naszych roczników dostępnych również w wersji elektronicznej(Roczniki).
2 czerwca 2021 roku pozostanie na długo w naszej pamięci jako dzień wyjątkowy! Wtedy to uroczyście obchodziliśmy jubileusz 60-lecia naszej szkoły, do którego przyszło się nam przygotowywać w tak niepewnych czasach pandemii. Przezwyciężyliśmy jednak piętrzące się przed nami różnorakie trudności i z zachowaniem zasad sanitarnych mogliśmy świętować tę rocznicę.
Honorowy patronat nad naszą uroczystością objęli: Minister Edukacji i Nauki, Kurator Oświaty w Krakowie oraz Starosta Gorlicki.
Obchody rozpoczęliśmy mszą świętą w naszym macierzystym kościele pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Gliniku. Dalsza część spotkania miała miejsce już w szkole, gdzie pojawili się zaproszeni goście. Swoją obecnością zaszczycili nas:
ZESPÓŁ SZKÓŁ TECHNICZNYCH
im. Wincentego Pola
38-300 GORLICE, ul. Michalusa 6
Tel: +48 18 353 61 14
Email: sekretariat@zst.gorlice.pl